Najnowsze komentarze
ok współczuje ....ale skamlesz jak...
2012 będzie lepszy. Tego ci gorąc...
2012 będzie lepszy. Tego ci gorąc...
Motoryklista(DGL) do: darkness accident ,
kolego pracowałeś na statoilu w Gł...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

23.02.2011 16:11

darkness accident ,

Opis wypadku któremu uległem w 2008roku, napisany w trakcie leczenia.
Przywołując na myśl wydarzenia tamtej licpowej niedzieli, kiedy to padłem ofiarą feralnego wypadku drogowego, mimowolnie ogarnia mnie niepokój i zwątpienie. Być może, usiłując opisać powiązany z wypadkiem bieg zdarzeń jak i ogrom fatalnych konsekwencji jakie wypadek ten przyniósł za sobą, najwłaściwszym byłoby podzielenie sekwencji czasowej na trzy kolejne etapy. Pierwszy etap, kiedy to do godziny 16.00, niedzieli 20 lipca 2008 roku byłem zwyczajnym młodzieńcem, potrafiącym cieszyć się życiem, posiadającym własne zainteresowania oraz pasję jaką niewątpliwie były motocykle. Oprócz zwyczajnego entuzjazmu do życia, jaki wypełniał mój każdy dzień, byłem odpowiedzialnym człowiekiem. Pracowałem ciężko na stacji paliw a dzięki tej pracy mogłem opłacić raty kredytu jaki zaciągnąłem na zakup motocykla jak i comiesięczne czesne za studia, uczę się bowiem w trybie zaocznym w głogowskiej filii Uniwersytetu Łódzkiego. Myślałem, że moje życie przebiega właściwym tokiem, nie szkodząc innym chciałem się rozwijać i studiować aby mieć w przyszłości możliwość awansu zawodowego. Niestety, niedzielna przejażdżka motocyklem miała okazać się najtragiczniejszym wydarzeniem mojego życia, kiedy bowiem przed wyruszeniem w nią zakładałem na siebie zaprojektowane na potrzeby bezpieczeństwa motocyklistów ubranie ochronne i wkładałem na głowę kask, nie miałem pojęcia jak bardzo to wszystko okaże się potrzebne już za kilka chwil. Wtedy właśnie, niedługo po wyruszeniu w drogę motocyklem, rozpoczął się drugi etap mojego dotychczasowego życia. Choć trwał on zapewne co najwyżej kilka sekund, te kilka sekund właśnie wydaje się być najdłuższymi i najtragiczniejszymi godzinami mojego życia. Pamiętam warunki drogowe tamtego dnia. Idealna pogoda na wycieczkę motocyklem, jako że panowała doskonała widoczność a ulice były puste. Pomyślalem, że przed godziną 19.00 kiedy to zaczynałem nocną zmianę na stacji paliw, zdążę jeszcze przejechać trochę kilometrów. Jadąc ulicą zachowywałem bezpieczną prędkość, przed sobą miałem tylko jeden stojący po mojej stronie pobocza samochód. Jeszcze nie wiedziałem, że za chwilę będę pasażerem ‘non grata’ tegoż auta. Nagle samochód ruszył z miejsca, kierowca bowiem próbował zawracać lecz tym samym o zgrozo zajechał mi drogę. Ostatkiem sił woli – jako, że zdążyło przemknąć mi przez myśl, iż za chwilę nieuchronnie zderzę się z tym pojazdem – wcisnąłem heble i całym rozpędem runąłem pod koła nawracającego auta. Z tamtej chwili, pamiętam jedynie głuche wgniatające mnie w nadkola pojazdu uderzenie i miażdżący całe ciało ból. Wszystko wokół zdało się stracić kolor i pociemnieć a w płucach brakowało mi tchu. Mimowolnie starałem się nie stracić przytomności i pomimo ogromnego bólu pozostałem świadomy na tyle, na ile mogłem w tamtym momencie pozostać. Przed oczyma przemknął mi obraz rozbitego doszczętnie motocykla, marzenia i pasji mojego życia, która kosztowała mnie tak wiele wysiłku aby ją zrealizować. Jak przez przyciemnione szkło, widziałem dziwne zachowanie kierowcy, który ruszał autem. Ogranęła mnie myśl, że zamierza uciec z miejsca wypadku. Nie jestem w stanie określić jakimi siłami, lecz zdołałem się podnieść i ruszyć w kierunku auta, otworzyłem tylnie drzwi, będąc coraz to bardziej zamroczonym i słabym stoczyłem się na tylne siedzenie limuzyny. Kierowca i pasażer wydawali się być przerażeni i zdezorientowani. Moje ciało przeszyła kolejna, ogromna fala bólu potęgująca jeszcze bardziej dotychczasowe uczucie, kiedy to jeden z nich zaczął wpychać do samochodu zwisające poza autem moje nogi – padając bowiem na tylne siedzenie nie miałem siły poruszyć się więcej. Zauważyłem, że ludzie, którzy przed sekundami doprowadzili swoją nieuwagą do wypadku to osoby duchowne. W powracających falach świadomości przeplatanej ciągłym brakiem tchu i przeszywającym bólem, widziałem jak rozmawiają z kimś i pytają o drogę do szpitala. Zostałem przewieziony do szpitala. Gdy teraz wspominam tamte chwile, starając się racjonalnie przeanalizować całą sytuację – dostrzegam jak niewłaściwie postąpiono ze mną. Nie powinno się bowiem opuszczać miejsca zdarzenia, oczekując na nim pogotowia ratunkowego z pobliskiego przecież szpitala a wraz z nim profesjonalnej pomocy. Czy ten błąd można wytłumaczyć szokiem i zdezorientowaniem kierowcy, czy te tłumaczą brak umiejętności niesienia pierwszej pomocy, z którymi przecież każdy rozsądny kierowca powinien być obeznany? Czy wezwanie pogotowia ratunkowego nie pomogłoby mi oszczędzić upokarzającego i tak bolesnego dmuchania na Szpitalnej Sali Pierwszej Pomocy w alkomat w wiadomym celu – czy nie dosyć już było mojego cierpienia aby tak ze mną postąpić? I czy decyzja o nie wezwaniu na miejsce wypadku pogotowia ratunkowego mogła okazać się tragiczna w skutkach? Przecież stan moich obrażeń był na tamten moment niewiadomy, ja sam mogłem ledwo oddychać a ból przeszywał i paraliżował całe moje ciało. Dziś z perspektywy czasu widzę, jak bardzo moje życie i zdrowie psychiczne zostało narażone tego jednego popołudnia i to nie tylko jeden raz. Pierwszy raz kiedy to nieuważny kierowca – przecież duchowny, człowiek, który powinien dawać świadectwo odpowiedzialności każdego dnia i w każdej sytuacji, nieroztropnie, nie upewniwszy się czy ktoś jeszcze prócz niego samego uczestniczy w ruchu, postanowił zawrócić bez ostrzeżenia. Drugi raz, kiedy to będąc w niewątpliwym szoku nie wezwał pogotowia ratunkowego postanowiwszy sam odwieźć mnie do szpitala. I trzeci raz, kiedy potraktowano mnie jak najgorszego sprawcę przestępstwa drogowego nakazując dmuchać w alkomat. Jest to niewyobrażalna, karygodna sekwencja zdarzeń, która rozpoczęła trzeci etap mojego życia. Ten etap rozpoczął się wraz z przyjęciem mnie na oddział chirurgii urazowej głogowskiego szpitala. Wtedy to dopiero zaczęło do mnie docierać co tak właściwie się stało. Przeszywający ból, ściąganie czy też zdzieranie ze mnie ubrania, jak bowiem inaczej było możliwe dostać się do obrażeń. Obezwładnione kończyny, ręka i bark, nadgarstek który tak dziwnie, bez ruchu zwisał na przedramieniu. Odrażająco wolno płynący czas w bolesnej na wpół- leżącej pozycji. Potem ulga, że przeżyłem lecz zaraz niepewność co dalej? Mnóstwo nakłuć, zastrzyków przeciwbólowych, rozżalenie i ciągłe uporczywe, bolesne rwanie całego ciała. Taki to był stan. Potem pojawiła się niepewność co do rokowań spotęgowana jeszcze niemożliwością natychmiastowego przeprowadzenia zabiegu, jako że nie było u lekarzy prowadzących jednoznacznej pewności, iż mój organizm jest w stanie przebyć operację bez poważniejszych komplikacji. A kiedy już wyznaczono termin zabiegu, myśli zaczęło przeszywać zwątpienie. Z rozżaleniem wspominałem rozbity motocykl – marzenie, które przecież miałem prawo spełnić. Gdzieś głębiej kołatała się we mnie myśl i pytanie – czy kiedyś jeszcze wsiądę na motocykl? A potem zabieg, operacja na otwartym barku, zakładane druty chirurgiczne, poskładany i włożony w gips nadgarstek. Oczywiście nie obyło się bez komplikacji takich jak pooperacyjna depresja oddechowa oraz silne torsje. Co najgorsze, przez dłuższy czas musiałem pozostawać pod obserwacją w szpitalu, jako że na nerkach pojawiły się krwiaki i istniało znaczne ryzyko powikłań powiązanych z ich wystąpieniem. Kiedy wychodziłem ze szpitala wiedziałem, że zamiast zaplanowanego urlopu czekają mnie tygodnie bolesnej rehabilitacji a zamiast przejażdżek motocyklem będę walczyć o to, aby móc kiedyś jeszcze sprawnie poruszać ręką. W przeciągu kilku sekund stałem się osobą, która nie była już sprawna jak dotychczas. Wiedziałem, że to nie koniec mojej przygody na szpitalnej sali, jako że za kilka miesięcy znów musialem się poddać operacji na otwartym barku w celu usunięcia drutów Kirschnera (chyba jakoś tak). Teraz, kilka miesięcy po wypadku, muszę stawić czoło wszystkim złym wydarzeniom przez niego zapoczątkowanym. W głowie kołatają się najróżniejsze myśli a do tego dochodzą problemy finansowe jakich nigdy się nie spodziewałem. Cóż bowiem po zasiłku chorobowym kiedy nie starcza on na pokrycie kosztów kredytu zaciągniętego na zakup motocykla, opłacenia czesnego za studia nie mówiąc już o godnym życiu. Jestem młodym człowiekiem, który sam odpowiedzialnie stanowił o swoich finansach a zdany jestem teraz na pomoc rodziców, którzy sami mają bardzo wiele kosztów i nie jest dla nich proste wspomagać mnie w tym momencie. Niedawno przeszedłem zabieg usunięcia drutów Kirschnera z mojego barku. Po raz kolejny po zabiegu wstrząsnęła mną fala wycieńczających torsji i depresja oddechowa. Myślę o tym, czy będę w stanie prowadzić jeszcze motocykl? Czy zdołam ogarnąć swoje finanse tak, aby spłacić kredyt i móc kiedyś jeszcze spełniać swoje marzenia? Rodziera mnie wiele pytań, nie potrafię więcej rokować co do mojej przyszłości. Mój motocykl po wypadku stał się stertą bezużytecznego złomu a moja ręka właściwie nie wygląda lepiej. Kiedy jestem na drodze uczestnicząc jako pasażer w ruchu samochodowym, czuję ogromną niepewność i nadgorliwie sprawdzam lusterka, czy czasem za nami nie porusza się jakiś entuzjastyczny motocyklista. Przecież na drodze powinno starczyć miejsca dla wszystkich uczestników ruchu, niestety tamtej lipcowej niedzieli zabrakło go jednak dla mnie.
Komentarze : 17
2012-04-10 23:05:55 front247

ok współczuje ....ale skamlesz jak baba,tekst jest przepełniony żalem i frustracją jakby świat ci sie zawalił..nie zawalił a ludzie maja gorsze problemy,przestań sie uzalac nad soba i wez sie chłopie w garść !!! Bardzo nie lubie tak opisanych wydarzeń bo one nie sa pouczajace tylko dołujące.
na drugi raz zachowasz czujnosc i zmniejszysz predkosc jeszcze dwukrotnie jak bedziesz jechał obok zaparkowanego auta. Jazda motocyklem po drodze to nie dream zone.,jestes normalnym uczstnikiem ruchu drogowego i moze cie spotkac wszystko.Dosc biadolenia i bujania w obłokach
bierz sie w garsc i wracaj do zdrowia.powodzenia;)

2011-12-30 00:49:37 Lj

2012 będzie lepszy.
Tego ci gorąco życzę.
Napisz parę słów, co u ciebie.

2011-12-30 00:44:42 Lj

2012 będzie lepszy.
Tego ci gorąco życzę.
Napisz parę słów, co u ciebie.

2011-03-15 11:06:01 dark ness

tak to ja;)

2011-03-14 23:27:09 Motoryklista(DGL)

kolego pracowałeś na statoilu w Głogowie ?, jeżeli dobrze kojarzę czerwoną CBR , całe szczęście, że tylko tak to się skończyło

2011-03-06 19:22:47 Opieka

jak komus nie pasuje ze nie ma akapitow to niech nie czyta... tekst jest naprawde warty przeczytania wiec akapity nie powinny przeszkadzaqc...
zycze szczescia i wgl...
lewa!

2011-02-28 22:21:03 Jose

Ksiądz też człowiek pomylić się może. Wszyscy narzekamy, że ciężko zdać egzamin na prawo jazdy. A czytając ten wpis czy też czytając info o wypadkach nie można stwierdzić że jednak jest zbyt łatwo. Jak dla mnie dwie kolizje i ponownie egzamin, może to pomoże że będziemy wszyscy bardziej uważni. Też nie zawsze stosuje się do przepisów ale zdrowy rozsądek to podstawa bezkolizyjnej jazdy.

2011-02-23 18:52:15 baransiu

wypadki niestety się zdarzają, moim zdaniem jest to na prawde za mało nagłośnione w mediach dobrze że ruszyła kampania "kierowco patrz w lusterka". Wracaj szybko do zdrowia Pozdrawiam !

2011-02-23 18:27:55 The K

Wpis czytałem z dużym zaciekawieniem, ale i z grymasem na twarzy, spowodowanym oczywiście sytuacją jaka Cię spotkała. Niestety przybywa kierowców, którzy nie są "stworzeni" do tego żeby wsiadać za kółko, a co dopiero jeździć samochodem lub motocyklem - co już wielokrotnie pojawiało się w komentarzach. Szokuje fakt, że kierowca który spowodował ten nieszczęśliwy wypadek był księdzem, a jeszcze bardziej jak nieumiejętnie i w sposób niedopuszczalny postąpiono z Tobą po wypadku.
Studiuję fizjoterapię i wiem że przy tego typu obrażeniach jakie odniosłeś rehabilitacja może potrwać bardzo długo, ale nie poddawaj się i nie zaniechaj jej!
Życzę Ci z całego serca powrotu do pełni sił i wyjścia na prostą.
Pozdrawiam


PS Dajcie spokój z tymi akapitami, owszem przydadzą się następnym razem, ale bez nich też da się czytać.

2011-02-23 18:22:24 KojotM

Heh chora polityka kraju.
I co że sprawcą wypadku,
Pewnie żadnych konsekwencji nie poniósł ?

2011-02-23 17:36:10 ...

Pierdol całe akapity jest OK

2011-02-23 17:18:07 morham

Powtórzę zdanie poniżej- AKAPITY. Dotarłem do połowt i dałem sobie spokój... dokończę jeżeli się pojawią...

2011-02-23 17:10:01 froger_

Akapity plz. Bez tego nawet sie za to nie zabieram.

2011-02-23 17:08:34 road

Kurcze gdybym mogła oddałabym Ci część szczęścia jakie miałam przy swoich wypadkach...
Mam nadzieje, że wrócisz do pełni sprawności, znam takich co wyszli z poważnych kontuzji i dzięki rehabilitacji było coraz lepiej. Lęki jakie masz to normalne ja też miałam i bałam się dosiąść motocykla, ale stwierdziłam, że muszę to zrobić jak najszybciej by nie powiększać lęku i mimo kiepskiej pogody oraz strachu wsiadłam i z każdym wyjazdem jest coraz lepiej.
Życzę zdrowia fizycznego jak i emocjonalnego, teraz wsparcie rodziny/znajomych będzie Ci potrzebne. Maszyna to "tylko rzecz" wyjdziesz na prostą jeszcze i zrealizujesz marzenie kolejny raz.
Mam nadzieje, że sprawa pozytywnie się zakończy.
A co do niewłaściwego postępowania to o zgrozo jak mogli nie wezwać karetki tylko sami Cie zawieźć? Jednak co do alkomatu to zawsze sprawdzają, więc nie ma w tym nic dziwnego ;) Mnie sprawdzali na środku jezdni, kiedy siedziałam załamana a obok w karetce reanimowali podobno dziewczynę która wbiegła mi pod koła... z resztą u mnie też było kilka ciekawych epizodów jak nie wezwanie dla mnie i drugiego kierowcy karetki oraz zabranie przez policje mojego plecaka i reszty rzeczy bo zapomnieli oddać.
Tylko jeden fakt mnie zastanawia wypadek był w 2008r a mamy jakby nie patrzeć 2011 i nadal się leczysz, więc jakieś postępowanie w sprawie powinno być oraz rehabilitacja powinna dawać już jakieś sukcesy. Chyba że to będzie w kolejnych wpisach.
3maj się dzielnie i wracaj do zdrowia, pamiętaj grunt to pozytywne myślenie ;]
No i tak jak pisał Kames rób akapity będzie się lepiej czytało ;)

2011-02-23 17:07:24 dark ness

Do dnia dzisiejszego nie odbudowałem wszystkich mięśni.W pełni sprawny już nigdy nie będę ale na motocykl wróciłem. Wypadek miałem na CBR 929.

2011-02-23 17:01:22 miszi

i jak się sytuacja przedstawia po 2 latach? jesteś już w pełni sprawny? na jakim moto miałeś wypadek?

wpis jak na początek dobry, czytałem z zaciekawieniem, ale mam małą sugestię. Następnym razem zastosuj akapity bo tekst jednym ciągiem jest ciężki do ogarnięcia ;P

2011-02-23 16:49:22 Kames

Akapity proszę.

  • Dodaj komentarz
FotoBlog
Galeria:
Twój album
[zdjęć: 1]

Archiwum

Kategorie